Jest mi dzisiaj wspaniale. Weekend spędziłam na rekolekcjach, działo się tyle niesamowitych rzeczy... ale opisanie ich jest niemożliwe. Jest mnie teraz jakby połowa na tej ziemi, czuję się lekko, spokojnie a cały świat odbieram jak przez mgłę. Jedyne co czuję intensywnie to Bożą Miłość i nucę nieustannie Miłość Twa...
Ciągle jeszcze jestem pod wrażeniem tego jak Bóg mnie obdarował...
A co się działo wcześniej? Takie codzienne zaganianie...
Zakupiłam już sporą ilość prezentów, przede mną jeszcze dorośli i dwóch najstarszych chłopców, z którymi zawsze mam problem, bo interesują się jedynie grami na PSP i chyba wszystko co im się podoba (i jest na moją kieszeń) już mają.
Mam nadzieję, że niedługo i z tym się uporam, a przed samymi Świętami będę mogła skupić się na istotniejszych sprawach.
Od chyba 3 tygodni chodzę na obiady na stołówkę. Miałam ogromy problem, żeby się do tego przekonać, ale kiedy już się przełamałam i skorzystałam, to teraz wiem, że tego mi było trzeba :) Najpóźniej o 16.30 jestem w domu wszyscy najedzeni, bałaganu w kuchni nie ma, rewelka!
I całych sobót nie muszę spędzać na gotowaniu zapasów żywieniowych. Bo tak właśnie wcześniej robiłam, gotowałam, wekowałam, żeby potem w tygodniu móc tylko odgrzewać na szybko, ale to i tak zajmowało niemało czasu. Kurcze, choć nie lubię gotować, to chciałabym to robić dla mojej rodziny, ale w obecnych warunkach nie jestem w stanie. Obowiązków domowych jest za dużo. Do tego nieustannie dochodzą inne sprawy do załatwienia, a przy pracy na cały etat niemożliwym dla mnie było ogarnięcie tego wszystkiego samej. Zatem póki co obiady na stołówce, a ja szczęśliwa, bo czasu zaoszczędzam wiele. Choć oczywiście w nadmiarze i tak go nie mam :)
A w tamtym tygodniu mieliśmy rodzinną imprezkę, już dawno nie było takiej fajnej! Kuzyn miał 18, ale że jego rodzice nie robili jeszcze tego typu przyjęcia to postanowili pójść na całość i zaprosili dużą część rodziny, mnóstwo znajomych i wyszło około 100 gości :) Było naprawdę fajnie, wytańczyłam się, odnowiłam kontakty z kuzynostwem (niektórych nie widziałam kilka lat, a mieszkamy w tym samym miasteczku!), spotkałam z rodziną z daleka, bo też przyjechali... Naprawdę lubię takie wydarzenia. Następne już w kwietniu i to dwie w jeden weekend. Moje nogi już się boją :)
ciesze sie, ze znowu piszesz. odezwij sie do mnie na maila. buziaki:*
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego w Nowym Roku!
OdpowiedzUsuńbabz
Również wszystkiego dobrego w nowym roku :)
OdpowiedzUsuńMarudo, potrzebna mi Twoja pomoc. Wiem, że znalazłaś grupę ludzi, która pomogła Ci stanąć na nogi. Moja znajoma znajduje sie teraz w podobnej sytuacji, a ja nie wiem gdzie ja skierowac :( Napisz do mnie proszę.
OdpowiedzUsuńbabz1972@op.pl
Hej Marudo..
OdpowiedzUsuńco u Ciebie słychać?
Margolko, przepraszam, że dopiero teraz odpisuję. Zaglądam na blog właściwie tylko po to by przedostać się stąd do Waszych blogów i od dłuższego czasu nawet nie spoglądam na komentarze...
UsuńPewnie wypadałoby napisać oficjalnie, że nie mam zamiaru już dodawać notek, może wkrótce się zmobilizuję :)
Jeśli chodzi o moją sytuację, to obecnie jest znaaaaacznie lepsza niż dawniej. Przede wszystkim jestem silniejsza, wiem czego chcę i do czego dążę. Mam grono osób, które dają mi wsparcie, radość i poczucie bezpieczeństwa. Póki co wciąż do tego grona nie należy mój mąż, bo wychodzenie z nałogów nie jest drogą łatwą i krótką. Jednak nie dominuje on już nad moim życiem, wciąż eliminuję swoje współuzależnienie.
Nadal pracuję, uczę się żyć :) a moje dzieci poszły w tym roku do 1 klasy. I tak jakoś czas sobie biegnie (sprintem :))...
Jakże trudno mi streścić swoje życie w kilku zdaniach :)))