poniedziałek, 3 grudnia 2012

Miłość Twa...

Jest mi dzisiaj wspaniale. Weekend spędziłam na rekolekcjach, działo się tyle niesamowitych rzeczy... ale opisanie ich jest niemożliwe. Jest mnie teraz jakby połowa na tej ziemi, czuję się lekko, spokojnie a cały świat odbieram jak przez mgłę. Jedyne co czuję intensywnie to Bożą Miłość i nucę nieustannie Miłość Twa...
Ciągle jeszcze jestem pod wrażeniem tego jak Bóg mnie obdarował...

A co się działo wcześniej? Takie codzienne zaganianie...
Zakupiłam już sporą ilość prezentów, przede mną jeszcze dorośli i dwóch najstarszych chłopców, z którymi zawsze mam problem, bo interesują się jedynie grami na PSP i chyba wszystko co im się podoba (i jest na moją kieszeń) już mają.
Mam nadzieję, że niedługo i z tym się uporam, a przed samymi Świętami będę mogła skupić się na istotniejszych sprawach.

Od chyba 3 tygodni chodzę na obiady na stołówkę. Miałam ogromy problem, żeby się do tego przekonać, ale kiedy już się przełamałam i skorzystałam, to teraz wiem, że tego mi było trzeba :) Najpóźniej o 16.30 jestem w domu wszyscy najedzeni, bałaganu w kuchni nie ma, rewelka!
I całych sobót nie muszę spędzać na gotowaniu zapasów żywieniowych. Bo tak właśnie wcześniej robiłam, gotowałam, wekowałam, żeby potem w tygodniu móc tylko odgrzewać na szybko, ale to i tak zajmowało niemało czasu. Kurcze, choć nie lubię gotować, to chciałabym to robić dla mojej rodziny, ale w obecnych warunkach nie jestem w stanie. Obowiązków domowych jest za dużo. Do tego nieustannie dochodzą inne sprawy do załatwienia, a przy pracy na cały etat niemożliwym dla mnie było ogarnięcie tego wszystkiego samej. Zatem póki co obiady na stołówce, a ja szczęśliwa, bo czasu zaoszczędzam wiele. Choć oczywiście w nadmiarze i tak go nie mam :)

A w tamtym tygodniu mieliśmy rodzinną imprezkę, już dawno nie było takiej fajnej! Kuzyn miał 18, ale że jego rodzice nie robili jeszcze tego typu przyjęcia to postanowili pójść na całość i zaprosili dużą część rodziny, mnóstwo znajomych i wyszło około 100 gości :) Było naprawdę fajnie, wytańczyłam się, odnowiłam kontakty z kuzynostwem (niektórych nie widziałam kilka lat, a mieszkamy w tym samym miasteczku!), spotkałam z rodziną z daleka, bo też przyjechali... Naprawdę lubię takie wydarzenia. Następne już w kwietniu i to dwie w jeden weekend. Moje nogi już się boją :)

6 komentarzy:

  1. ciesze sie, ze znowu piszesz. odezwij sie do mnie na maila. buziaki:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!
    babz

    OdpowiedzUsuń
  3. Również wszystkiego dobrego w nowym roku :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Marudo, potrzebna mi Twoja pomoc. Wiem, że znalazłaś grupę ludzi, która pomogła Ci stanąć na nogi. Moja znajoma znajduje sie teraz w podobnej sytuacji, a ja nie wiem gdzie ja skierowac :( Napisz do mnie proszę.
    babz1972@op.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej Marudo..
    co u Ciebie słychać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Margolko, przepraszam, że dopiero teraz odpisuję. Zaglądam na blog właściwie tylko po to by przedostać się stąd do Waszych blogów i od dłuższego czasu nawet nie spoglądam na komentarze...
      Pewnie wypadałoby napisać oficjalnie, że nie mam zamiaru już dodawać notek, może wkrótce się zmobilizuję :)

      Jeśli chodzi o moją sytuację, to obecnie jest znaaaaacznie lepsza niż dawniej. Przede wszystkim jestem silniejsza, wiem czego chcę i do czego dążę. Mam grono osób, które dają mi wsparcie, radość i poczucie bezpieczeństwa. Póki co wciąż do tego grona nie należy mój mąż, bo wychodzenie z nałogów nie jest drogą łatwą i krótką. Jednak nie dominuje on już nad moim życiem, wciąż eliminuję swoje współuzależnienie.
      Nadal pracuję, uczę się żyć :) a moje dzieci poszły w tym roku do 1 klasy. I tak jakoś czas sobie biegnie (sprintem :))...
      Jakże trudno mi streścić swoje życie w kilku zdaniach :)))

      Usuń